poniedziałek, 29 września 2014

Central Cafe - najlepsze śniadanie we Wrocławiu

Pamiętam, że jak tylko otwarto tą uroczą, śniadaniową knajpkę, (chyba jako jedną z pierwszych, we Wrocławiu) marzyło mi się, by zjeść tam śniadanie.
Prawda jest jednak taka, że bez zjedzenia rano czegokolwiek nie wyjdę domu, tym bardziej w niedzielę, kiedy wstając o 12, jedyne o czym marzę to ogromna jajecznica (i duuużo wody ;) ).
Oczywiście, Central Cafe (http://centralcafe.pl/site/) udało mi się w końcu odwiedzić kilkakrotnie, pochłaniając na kolacje ciepłego, cynamonowego bajgla z indykiem i konfiturą tuż przed kinowym seansem (kawiarenka jest vis a vis kina Nowe Horyzonty!), czy zamawiając najlepszą gorącą czekoladę, jaką kiedykolwiek w życiu piłam (i nie ma w tym grosza przesady, sami sprawdźcie!). 
Dalej jednak nie miałam okazji wypróbowania porannego menu, a na zamówienie apetycznej gigant-wieżyczki śniadaniowych placuszków o godzinie 19 pewnie nie znalazłabym żadnego usprawiedliwienia... ;)
Tym razem jednak było inaczej.
To znaczy, dalej nie znalazłam usprawiedliwienia, ale...udało mi się zjeść porządne śniadanie o porządnej, śniadaniowej porze! :) 
Wszystko, dzięki wspaniałemu portalowi Uroda i Zdrowie, który po raz kolejny (pamiętacie TEN wpis o restauracji Zielona?) umożliwił mi przetestowanie takich pyszności, w ramach akcji ''Blogerzy smakują''.
Rzecz jasna, nic nie odbyłoby się bez wiedzy (i zgody!) właścicieli ów śniadaniarnio-kawiarni, za co bardzo, bardzo dziękuję! :)
Central Cafe odwiedziłam wraz z moją przyjaciółką (i najfajniejszym fotografem!) w niedzielę (!), o 10:30 (!!), specjalnie w tym celu przeznaczając sobotni wieczór na oglądanie meczu Polska-Niemcy (no i może jedno, malutkie martini.. ;)).
Już z daleka, widok zapełnionego ogródka na zewnątrz kawiarni, informowała nas że ''tu można dobrze zjeść'', jednocześnie budząc nadzieję, na znalezienie wewnątrz wolnego miejsca.
W środku zatem, powitał nas zapach świeżo parzonej kawy, uśmiech pana zza baru oraz...komplet zajętych stolików.

Niezrażone tym faktem, dokonałyśmy swojego zamówienia, które składało się 
 z:
- dowolnie wybranego bajgla z menu (zdecydowałam się na na najbardziej intrygującą pozycję: boczek teryiaki + serek daktylowy) (11,50zł)
- dwóch, ulubionych kaw (latte + latte) (2x9 zł)
- upragnionej, plackowej wieżyczki (17zł), ze specjalnie dobraną kompozycją dodatków, które miała być niespodzianką... :)
W międzyczasie zwolniło się nam najlepsze miejsce w knajpce i przy akompaniamencie naszych burczących brzuchów i piosenek Justina Timberlake'a (moja fanatycznie zakochana w nim towarzyszka, była wprost zachwycona!), oczekiwałyśmy na pyszne śniadanko.
 
Już po chwili, na naszym stole pojawił się ciepły, przekrojony na pół, pełnoziarnisty bajgiel (zapomniałyśmy same wybrać rodzaj pieczywa, ale w kawiarni możecie przebierać między pszennym, razowym, cynamonowym z żurawiną, czy nawet cebulowym!), wypełniony chrupiącym, grillowanym boczkiem, liściem kruchej sałaty lodowej oraz zaskakującym w smaku (ostro-kwaśno-słodki?) serkiem daktylowym.
Bajgiel świetnie smakował popijany pyszną, delikatną latte, otuloną lekką, kremową pianką...
 Czas jakby zwolnił bieg, świat zatrzymał się w miejscu, rozmowy na chwilę zawisły, a apetyt...się zaostrzył. ;)
Nie musiałyśmy długo czekać, bo nagle naszym oczom ukazał się talerz (a właściwie ciężka, żeliwna patelenka?) z pokaźną wieżyczką (nie, wieżą!) grubaśnych pankejków przykrytych tęczą owoców (w tym figi i pitaja!).
Całość hojnie oblana ukochanym, zagęszczonym mlekiem... 
Zdążyłam tylko palnąć głupie ''o kurde!'' i już zabierałyśmy się do podziału tego plackowego 'tortu'...
Puchate placuchy (nawet podzielone na pół) okazały się nie tylko bardzo smaczne, ale też...niesamowicie sycące!
To wprost idealna porcyjka dla jednej wygłodniej (np.po sobotnich wojażach) osoby lub dwóch łasuchów, które właśnie zjadły smakowitego, chrupiącego bajgla. :)
Jakby tego było mało, po obfotografowaniu wszystkich zakamarków Central Cafe oraz obowiązkowej selfie w wielkim lustrze kawiarni, ustawiłyśmy się w kolejce po...jeszcze! ;)
 Na słodką pamiątkę, zamówiłyśmy na wynos świeżutkiego croissanta z marcepanem (3,50zł), chodź gdybyśmy tylko mogły, z chęcią zabrałybyśmy wszystkie smakołyki, pyszniące się zza szklanej gabloty (widzicie TE ciasta i desery?!).
 Oczywiście, nic nie stoi temu na przeszkodzie, a jest tylko sensownym powodem do kolejnych odwiedzin tego klimatycznego, niezwykłe przytulnego miejsca... :)
Z czystym sumieniem, oświadczam, że Central Cafe zdecydowanie znajduje się na pierwszym miejscu, wśród moich ulubionych miejsc na kulinarnej mapie Wrocławia.
Założę się, że zauroczy i Was!
Nawet, jeśli nie wychodzicie z domu bez śniadania to...na drugie śniadanie, lunch, deser czy kolacje - wstąpcie właśnie tam! :)

Central Cafe
ul. Św. Antoniego 10,
50-073 Wrocław

kontakt@centralcafe.pl
tel. 71 794 96 23
strona: http://centralcafe.pl/site/
fejsbuk: https://www.facebook.com/centralcafepolska

wtorek, 23 września 2014

Domowe burgery z wołowiną i chutney ananasowy - przepis na bułki, mięso i sos

W sumie to nie jestem jakąś wielką fanką burgerów.
W sumie to nawet nie jara mnie ten cały burgerowy boom i to, że coraz nowsze burgerownie oraz miejsca, gdzie burgery serwują, pojawiają się we Wrocławiu jak grzyby po deszczu.
W sumie to miałam nawet plan odwiedzać wszystkie te miejsca, testować i porównywać burgery, ale zaszłam do dwóch knajp, zjadłam w jednej i plan zniknął tak szybko, jak się pojawił.
Dość prędko zorientowałam się, że burger na obiad to słaby pomysł, tym bardziej na kolację, no a wielka, sucha buła to nic innego jak bezwartościowe, zapychające węglowodany. Mięso jest ok, ale w burgerowej ilości jest po prostu...ciężkie.
Bo i nie da się ukryć, burger zawsze będzie ciężkim, kalorycznym i dość tłustym (fast) foodem.
Tym bardziej nie byłam przekonana, gdy koleżanka zaproponowała mi wspólne robienie domowych burgerów, w dodatku po godzinie 16, w sam raz na kolacje.
Ok, pomyślałam, kupi się dobre mięso, znajdzie fajny przepis, usmaży kotlety i - niech stracę - zjem to wszystko w plastykowej bułce z plastykowej torebki z napisem ''Bułki do hamburgerów''.
 Potem mnie olśniło, bo przecież piec lubię bardziej, niż gotować i upieczenie własnych, burgerowych bułeczek wydało mi się wyjściem z opresji.
Bułeczek świeżutkich, puszystych i miękkich, lekko słodkich i posypanych chrupiącym sezamem...
Wprost wypieczonych do duetu z soczystą wołowiną i krucha sałatą! ;)
Zamiast majonezowej bomby cholesterolu - słodko-ostry chutney ananasowy.
Taki ''fast'' food, to ja rozumiem - nawet, jeśli robi się go 4 godziny! ;)
Poniżej więc przepis(y). 
I na bułeczki, i na mięsko, i na najlepszy, ananasowy chutney do mięsa (świetny również do indyka i kurczaka!)
Bułeczki hamburgerowe (przepis Marthy Stewart)
/8 dużych bułeczek/
(wartość energetyczna 1 bułki - ok. 220 kcal)
  • 3/4 szkl cieplej wody
  • 1/3 szkl mleka w proszku
  • 2 łyżki masła, roztopionego i ostudzonego
  • 1,5 łyżki cukru
  • 3/4 łyżeczki soli
  • 1 łyżeczka drożdży instant
  • 1 jajko
  • 2,5 szklanki mąki
Do posmarowania bułek:
1 żółtko +1 łyżka mleka +sezam


Wodę, mleko, masło i cukier umieścić w misce i wymieszać. Dodać drożdże, zamieszać i odstawić na 10 minut.
Dodać jajko, połowę mąki i sól, zagnieść (można mikserem).
Powoli dodawać resztę mąki.
Zagnieść gładkie ciasto – powinno być elastyczne i się nie lepić, ale nie należy dodawać zbyt dużo dodatkowej mąki.
Ciasto przełożyć do miski, przykryć ściereczką i odstawic do wyrośnięcia na 45 minut.

Po tym czasie uformować 8 bułeczek, które należy po uformowaniu w kulkę, spłaszczyć dłonią.
Bułeczki ułożyć na blaszce wyłożonej papierem do pieczenia, przykryć ściereczką i zostawić do wyrośnięcia na 45 minut.

Piekarnik nagrzać do 200 st C.
Wyrośniete bułeczki posmarować żółtkiem wymieszanym z mlekiem, posypać sezamem, wstawić do piekarnika i piec 13-15 minut.
Po upieczeniu ostudzić.

Mięsko wołowe, do burgerów (przepis z Kwestii Smaku)
/20  kotlecików/
(wartość energetyczna 1 kotlecika - ok. 90 kcal)
  • 1 kg mielonej wołowiny
  • 1 por
  • 1-2 łyżki klarowanego masła (lub oliwy)
  • listki z kilku gałązek natki pietruszki
  • 1 ząbek czosnku
  • 2 jajka
  • 2 łyżki (30 ml) sosu sojowego
  • 1 łyżeczka suszonego oregano
  • 1 łyżka oliwy extra
  • sól i pieprz
  • oliwa (około 3 łyżek) do obtoczenia burgeró
  • Mięso pokroić na kawałki. Odciąć zielone liście pora, pozostawić białą i jasnozieloną część. Przekroić wzdłuż na pół i dokładnie opłukać pod bieżącą wodą. Osuszyć i pokroić na plasterki. Roztopić masło na patelni, dodać pory, szczyptę soli i mieszając od czasu do czasu zeszklić je przez około 10 minut nie rumieniąc. W połowie smażenia można przykryć patelnię pokrywką aby pory szybciej zmiękły.
  • Mięso zmielić maszynką z sitkiem o małych oczkach (ale nie najmniejszych). Razem z mięsem zmielić też pory, natkę pietruszki i czosnek. Do zmielonego mięsa dodać jajka, sos sojowy, worcester lub ostrygowy, suszone oregano, oliwę extra vergine. Doprawić solą i świeżo zmielonym pieprzem. Wyrobić ręką i uformować około 20 burgerów. Do miski po mięsie wlać oliwę, brać kolejno w dłonie burgery i smarować je oliwą, odkładać na tackę.
  • Rozgrzać dobrze dużą patelnię i położyć pierwszą partię burgerów. Smażyć na dużym ogniu przez około 4 minuty, następnie przełożyć na drugą stronę i smażyć kolejne 4 minuty. Burgery powinny pozostać soczyste w środku. Zbyt długie smażenie może niepotrzebnie wysuszyć mięso. Czas smażenia powinien być dopasowany do wielkości i grubości kotlecików.
  • Burgery odłożyć na talerz i ostudzić, podczas studzenia z burgerów wycieka sok, co jest oznaką soczystości mięsa. Można przechowywać w lodówce przez około 2 - 3 dni lub zamrozić. Jeśli przygotowujemy burgery na odgrzanie, wówczas podczas smażenia nie musimy całkowicie ich wysmażać, dosmażą się bowiem podczas odgrzewania.
Chutney ananasowy do burgerów
/wychodzi go dość sporo, starczy spokojnie na 8 burgerów/
  • 500 g świeżego ananasa pokrojonego w kosteczkę (1 ananas)
  • 4 łyżki wody
  • 6 łyżek cukru
  • 3 łyżki soku z cytryny
  • 1 łyżeczka startej skórki z limonki
  • szczypta soli
Pokrojony w drobną kosteczkę miąższ ananasa włożyć do rondelka, dodać resztę składników oprócz dżemu. Gotować przez około 1 godzinę lub do czasu aż ananas zmięknie i powstanie gęsty sos z kawałkami owoców. Na koniec dla zwiększenia objętości salsy i złagodzenia smaku można dodać dżem ananasowy, wszystko razem wymieszać i gotować przez 3 minuty.

sobota, 20 września 2014

Dżem bananowo-ananasowy + My OUTFITS - w co się ubieram?

Muszę przyznać, że mieliście nie lada wyzwanie z odgadnięciem zawartości słoiczka, którego zdjęcie opublikowałam jakiś czas temu na fejsbukowym fanpejdżu Tęczy w słoiku. ;)
Oczywiście, mój najnowszy dżem to nie żadne mango, dynia, czy żółte pomidorki  - tylko znany i lubiany BANAN z tropikalnym dodatkiem ananasa. :)
Konfitura jest słodka, lecz nie przesłodzona, bo robimy ją z już dojrzałych, słodkich owoców (tylko dla wytrwałych - banany muszą być czarne - albo przynajmniej czarnawe! ;)).
Świetnie smakuje na świeżym, chrupiącym rogaliku posmarowanym masłem. 
Idealna do naleśników, placuszków, twarożków, owsianek i wyjadania prosto ze słoiczka.
Obowiązkowa pozycja w spiżarce każdego banano-żercy! ;)
 Do zrobienia tego przetworu zachęcił mnie przepis stąd, a więc cytuję za autorką. :)
Dżem bananowo-ananasowy 
/2 - 3 średnie słoiczki/
(wartość energetyczna jednego słoika - ok. 600 kcal)
  • 1 dojrzały ananas (jest dojrzały, kiedy ananasowo pachnie i jest żółty)
  • 4 banany (bardzo dojrzałe)
  • sok z połowy cytryny
  • 3/4 szklanki cukru
Ananasa obrać, wydrążyć środek i pokroić w drobną kostkę. Przełożyć do garnka, dodać kilka łyżek wody oraz cukier i podgrzewać na małym ogniu aż owoce zaczną puszczać sok. Na tym etapie należy przykryć garnek pokrywką, do chwili aż ananas puści sok (około 10 minut). Po tym czasie zdjąć pokrywkę i gotować aż sok odparuje, a owoce zaczną się rozpadać, potrwa to pewnie około 30-50 minut w zależności od dojrzałości ananasa.
Po tym czasie banany obrać, pokroić w grubsze plastry, dodać do ananasa i sok z cytryny. Gotować jeszcze parę minut, do uzyskania odpowiedniej konsystencji.
Gotową, jeszcze gorącą konfiturę przełożyć do wyparzonych słoików, pasteryzować 10-15 minut.

Ponieważ często pytacie mnie nie tylko o jedzenie, ale też o tysiąc innych tematów totalnie niekulinarnych, postanowiłam poruszać je tu, na blogu. :)
Niejednokrotnie prosiliście mnie o prezentacje moich ubraniowych''outfitów'', co w dzisiejszej notce postaram się spełnić. ;)
Jestem totalnym maniakiem zakupowo-ubraniowym, jednak nie wydaję na to fortuny! 
Mam kilka swoich ulubionych sieciówek, w których...kupuję rzadko!
Natomiast obładowana torbami (dosłownie!) wychodzę z...second-handów! ;)
Czasem obawiam się, że popadłam w niemałe uzależnienie, kiedy piąty raz w tygodniu (czyżby to był piątek?) przegrzebuję wieszaki w poszukiwaniu perełek za grosze, absolutnie zawsze coś kupując.
Poniżej przedstawiam Wam kilka zestawów (i zdobyczy) z ostatnich, ciepło-jesiennych dni... ;)
moja ostatnie 'zdobycze', pasek założony w zestawie powyżej ;)

czwartek, 18 września 2014

Placek ze śliwkami, kruszonką i bezą - domowy, imieninowy, najlepszy

Jak dawno nie piekłam/nie jadłam żadnego ciasta!
No, ale widziałby kto, tak obchodzić imieniny bez ciasta? ;)
Już na dwa tygodnie przed, planowałam wypasiony tort bezowy z figami.
Ewentualnie ciężki sernik z bananami i karmelem, albo warstwowy tort brownie...
Jednak, kiedy wpadasz głodnym do domu i masz niecałe 2 godziny na: zrobienie (i zjedzenie!) dobrej kolacji, wyszykowanie się na imprezę (zewnętrznie i wewnętrznie :P) i jeszcze upieczenie imieninowego ciasta, wybierasz...prosty, szybki i nieco oldschoolowy placek ze śliwkami. :)
Może nie jest mega wytworny, ą i ę, ale właśnie TAKIE ciasta lubi każdy (cała blacha zniknęła w jedno popołudnie!)
Przygotowany błyskawicznie, przy pracy na 4 ręce, gotowy do pieca w 30 minut.
Jest domowo, pachnąco, jesiennie, jak u babci na herbatce z cytrynką.
No, i nawet beza się znajdzie i na imprezę się zdąży...czego chcieć więcej? :)
Może jeszcze tylko...dobrej kolacji! :)
Nad jeziorem, w zamkowej restauracji, przy rodzinnym gronie...takie imieniny, to ja rozumiem. :)
                    moje, na samym dole: pieczony, kozi ser, sałatka z rukolą, powidła śliwkowe

Przepis na ciacho z magazynu ''Moje Smaki Życia'', numer wrześniowy.
Kruchy placek ze śliwkami, kruszonką i bezą
/blacha 32 x 22 cm, 14 porcji/
(wartość energetyczna 1 porcji - 267 kcal)
   
    Spód:
  • 3 szklanki mąki pszennej
  • 2 łyżeczki proszku do pieczenia
  • 250 g margaryny (użyłam masła)
  • 1 szklanka cukru
  • 3 jajka
  • tłuszcz i bułka tarta do wysmarowania formy
    Warstwa bezowo-śliwkowa:
  • 3 białka jaja
  • szczypta stoli
  • 5 łyżek cukru
  • 1 łyżka skrobi ziemniaczanej
  • 800 g śliwek 
Do miski przesiej mąkę z proszkiem do pieczenia. Włóż zimną margarynę, wsyp cukier, wbij jajka i wszystkie składniki posiekaj nożem na grudki. Następnie szybko zagnieć ciasto, uformuj kulę, odkrój z niej 1/3 i ten kawałek włóż do zamrażarki na 15 min. Resztą ciasta cienką warstwą wyłóż blachę wysmarowaną tłuszczem i wysypana bułką tartą.
Z białek i szczypty soli ubij pianę, gdy będzie sztywna, dodawaj po trochu cukier i miksuj, aż stanie się gęsta i lśniąca. Na cieście rozłóż połowę śliwek, umytych, osuszonych, wypestkowanych i przekrojonych na pół - przecięciem do góry. Na śliwkach rozsmaruj grubą warstwę piany, na niej ułóż resztę śliwek także przecięciem do góry.
Zamrożone ciasto zetrzyj na dużych oczkach tarki, od razu posyp nim wierzch (grubą warstwą). Wstaw do piekarnika nagrzanego do temperatury 180 stopni, piecz ok. 50 min.

sobota, 13 września 2014

Bułeczki z żurawiną, cynamonem pachnące + ja, na okładce katalogu IKEA ;)

Muszę przyznać, iż trochę obawiałam się, że założenie ask.fm analogicznie doprowadzi do spadku komentarzy na blogu, pod wpisami.
Z drugiej zaś strony, to całkiem uroczę, że bardziej od zawartości mojego talerza, interesuje Was mój ulubiony zapach, kolor moich oczu, plan na następne wakacje, czy...ideał faceta. ;)
I mimo, że nie mam dla Was (jeszcze) żadnego videobloga - w końcu udało mi się dodać wyczekiwany wpis! :) 
Foldery napakowane zdjęciami jedzenia, już ustawiają się w kolejce do blogowej publikacji, a ja...(nie)spiesznie robię sobie śniadanie, uciapanymi od masła rękami chwytam za aparat i...zapełniam kolejne miejsca pamięci, na twardym dysku. ;)
W międzyczasie to ja staję po drugiej stronie obiektywu. O, jak np. w takiej sesji, dla nowego katalogu IKEA. ;)
Bardzo fajna akcja szwedzkiej firmy, w której KAŻDY, zupełnie za darmo, może zostać gwiazdą z okładki, siedząc sobie w ikeowskiej pościeli, na ikeowskim łóżku. Wystarczy odwiedzić mobilne studio IKEA, w jednym z największych, polskich miast w wybranym terminie (we Wrocławiu jest do niedzieli, przy dworcu PKP!), wyczekać swoje w kolejce, uśmiechnąć się do pana fotografa i...za 40 minut odebrać swój spersonalizowany katalog :)
Jak dobrze Wam pójdzie, to jeszcze Was nakręcą do reklamówki, oślepiając przy tym gorącem wycelowanych w oczy lamp i powiedzą, że macie ładny sweterek. ;)
Więcej o tej wspaniałej inicjatywie znajdziecie tutaj --> klik.  

 ...a co robić, przez 40 minut czekania na swój egzemplarz?
Można pójść na zupę (czy też inny, dobry obiad)! ;)
Można też...zagnieść ciasto, na TAKIE pyszne bułeczki! ;)
Małe, słodkie, pachnące cynamonem, idealne na wrześniowe śniadanie.
Delikatne i puszyste, bo w środku jest twarożek śmietankowy.
I brązowy cukier i żurawina... :)
Spróbujcie jeszcze  gorących, z samym masłem - na pewno się rozpłyniecie! ;)
No, a z domowymi powidłami, to już w ogóle poezja...
 
P.S. Jeśli bułeczki pieczecie na wieczór, rano wystarczy podgrzać je w tosterze/opiekaczu/piekarniku/mikrofalówce. Cieplutkie są najlepsze. :)
Bułeczki z żurawiną, cynamonem i brązowym cukrem
/ok. 12 bułeczek, ale ja robiłam z połowy porcji :P/
(wartość energetyczna 1 bułeczki, 75 g - ok. 250 kcal)
  • 440 g mąki pszennej
  • 20 g świeżych drożdży lub 10 g drożdży suchych
  • 75 g masła, roztopionego
  • 250 ml mleka
  • 100 g twarożku (zmielonego na serniki, quarku itp)
  • 2,5 łyżki cukru trzcinowego
  • łyżeczka cynamonu
  • 1/2 łyżeczki soli
  • 120 g suszonej żurawiny
Ponadto:

  • 1 jajko roztrzepane z 1 łyżką mleka do posmarowania

Mąkę wymieszać z suchymi drożdżami (ze świeżymi najpierw zrobić rozczyn). Dodać pozostałe składniki (poza żurawiną) i dokładnie wyrobić, dodając pod koniec roztopiony tłuszcz i żurawinę. Ciasto jest dobrze wyrobione, gdy łatwo odchodzi od ścianek naczynia, jest gładkie i elastyczne. Zostawić w ciepłym miejscu do wyrośnięcia (podwojenia objętości) przykryte lnianym ręczniczkiem.

Uformować gładkie i równe bułeczki (około 75 g każda). Ułożyć na blaszce, odstawić do napuszenia, przykryte, na około 30 minut. Kiedy wyrosną posmarować jajkiem roztrzepanym z 1 łyżką mleka.

Piec około 10 minut w temperaturze 220ºC. Wystudzić na kratce.

sobota, 6 września 2014

Foto menu, mój jadłospis i ASK FM - na Wasze życzenie! :)

Witam w tę ciepłą i jeszcze-nie-jesienną sobotę. :)
W Waszych komentarzach i mailach bardzo często pojawiają się pytania o mój jadłospis oraz prośby o tzw. ''foto-menu'', czyli zdjęcia wszystkich zjedzonych w ciągu dnia posiłków.
Nie ukrywam, nie zawsze mam aparat pod ręką (chodź telefon już tak!), więc uchwycenie na zdjęciu śniadania o 5:32 rano, czy kolacji jedzonej w pracy bywa czasem nie lada wyzwaniem. ;)
Dlatego na poniższych obrazkach zobaczycie nie tylko jadłospis z jednego, konkretnego dnia (03.09.2014 r.) - jest to raczej przegląd moich posiłków jakie udało mi się uwiecznić w ostatnich dniach/tygodniach.
Dodatkowo, w odpowiedzi na Waszą mnogość zapytań o przysłowiowym ''niebie i chlebie'', założyłam w końcu...ASK FM! :)
Teraz, wszystkie pytania możecie mi zadawać tu:


chodź oczywiście nie rezygnujcie z komentarzy pod wpisami, 
to one sprawiają mi najwięcej radości! :)
 
Śniadania:
 z 03.09.20014: bułeczka pszenna (60 g) z masłem, polędwicą drobiową pomidorem i ogórkiem, jajko na miękko, kakao
 dzisiejsze: bułka pszenna z żurawiną (100g), masło, serdelek, keczup, musztarda, biały ser, pomidor, domowy dżem truskawkowy
  wakacyjne, w Tunezji: trzy kromki pszennej bagietki, jajecznica, masła, ricotta, ser żółty, pomidorki
 wakacyjne, w Tunezji: kawałek dużej bagietki francuskiej, paróweczki, jajecznica, masło, pomidorki, ser owczy
 wakacyjne, w Tunezji: maślana bułeczka z czarnuszką, jajecznica, parówki, wędlina, pomidorki, ser owczy, keczup + kawa z mlekiem

II śniadanie:
z 03.09.2014: twarożek domowy (200g) z puree malinowym i łyżka masy krówkowej

Obiady: 
 z 03.09.2014, przed pracą, na mieście w Sawara Gyros: gyros drobiowy z keczupem, ryż, surówka z kapusty + herbata z cytryną
wczorajszy: łosoś (140g) pieczony w papilotach, ze smażonymi porami, śmietaną i cytryną, ziemniaki z pietruszką, czerwona kapusta

Kolacje:
 z 03.09.2014, w pracy: zupa krem z marchewki z TEGO przepisu
wakacyjne, w Tunezji: mini bułeczka kukurydziana, ryba smażona po indyjsku, pół jajka wypełnionego sosem tatarskim, sos jogurtowy z sezamem, twaróg owczy, odrobina sałatki a'la caprese
 na mieście, w Lot Kury: serek brie na ciepło, żurawina, rukola + karafka wina musującego Prosecco na dwie ;)
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...