Pokazywanie postów oznaczonych etykietą spaghetti. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą spaghetti. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 2 lipca 2015

Włoskie wakacje cz. 3 - włoskie smaki

Ostatni tydzień był tak ciężki zabiegany, że totalnie nie znalazłam chwili na publikację obiecanej, trzeciej (i już ostatniej) fotorelacji z mojej wyprawy do Włoch.
Nie wspominając już o nowych, słodkich przepisach na blogu, a co się z tym wiąże - ze znalezieniem czasu na pieczenie w ogóle (przy podgrzewaniu w piekarniku gotowego kawałka mięsa, nie mogłam sobie przypomnieć, która lampka symbolizuje gotowość do pieczenia....)
Ostatecznie, by nie wypaść z wprawy dużej tolerancji cukru, pocieszam się jedzeniem kupnych słodyczy...
jednak nie byle jakich, bo włoskich! :)
Takie pamiątki, w oka (albo raczej języka) mgnieniu potrafią nas z powrotem przenieść do beztroskich, wakacyjnych dni...
Pamiątki pamiątkami, ale prawdziwe, włoskie jedzenie najlepiej smakuje...właśnie we Włoszech!
Niestety, paczkowane termicznie ''prosciutto crudo di Parma'' z Biedronki, nigdy nie będzie smakować tak dobrze jak siekana w plastry, na miejscu, oryginalna, parmeńska szynka.
Włoskie, kręcone lody z budynek na wrocławskim rynku, będą włoskie tylko z nazwy.
No, a pizza...
...no właśnie - pizza!
Czy faktycznie ta włoska, to najlepsza ( i najprawdziwsza ) pizza na świecie?
1. Pizza
Ludzie dzielą się na takich, którzy (tak jak ja) lubią pizzę na grubym, puszystym cieście, oraz na takich, dla których prawdziwa pizza to tylko ta cienka i chrupiąca.
Włosi oraz prawdziwi koneserzy jedzenia uważają, że właśnie ta druga to prawdziwa pizza.
No, a na pewno pizza włoska. Właśnie taką - cienko rozwałkowaną na placek z chrupiącymi brzegami dostaniemy w każdej, włoskiej restauracji. Spora ilość szlachetnych, włoskich dodatków (parmezan, rukola, szynka parmeńska! <3) rekompensuje wysokość (lub raczej niskość) drożdżowego spodu - nawet taką cienka pizzą można się spokojnie najeść (i przy okazji odchudzić nieco portfel - taki 'włoski' obiad z karafką białego, musującego wina to ok. 20 euro! )
Oczywiście Włosi, otwarci na przyzwyczajonych do grubego, ''amerykańskiego'' ciasta na pizzę turystów - w prawie każdym mini barze i piekarni serwują dzieloną na kwadratowe porcje pizzę na wyrośniętym, ''bułkowatym'' cieście - i to w dodatku po taniości!
Za dość spory, wybrany kwadratowy kawałek takiej pizzy z dodatkami zapłacimy do 3 euro - w dodatku spokojnie możemy poprosić o opcję 'na wynos', a potem cieszyć się swoi włoskim lunchem, siedząc gdzieś nad jeziorem. :)
2. Sałaty i sałatki
Podobno prawdziwy Włoch obraziłby się, gdyby podano mu już doprawioną sałatę.
I nie chodzi tylko o sałatę jako warzywny dodatek do dania głównego!
Także figurujące w menu restauracji liczne sałaty, zamawiane na lunch czy obiad - byłoby grzechem podać klientowi już doprawione gotowym sosem.
Miast tego - wraz ze sztućcami, przed pojawienie się posiłku, na stole ląduje zestaw oliw, octu balsamicznego oraz podstawowych przypraw - to klient decyduję, jaki ostateczny smak przyjmie jego sałata - bądź sałatka!
Dzięki temu, poza uzyskaniem oryginalnego smaku, unikamy przy okazji efektu rozmemłanej i 'klapniętej' od sosu sałaty - same superlatywy!
Muszę przyznać, że taki indywidualny sposób podawania sałatek bardzo mi się spodobał, i teraz przy każdym, domowym obiedzie, na stole, obok poszatkowanej sałaty, stawiam butelkę włoskiej oliwy. :)
3. Pieczywo
Wiemy już, że prawdziwa, włoska pizza to taka cienka i chrupiąca. Można by było jeszcze dodać, że - bardzo często - twarda i sucha. Niestety, nie lepiej jest w przypadku włoskiego pieczywa - będąc ponad 10 lat temu we Włoszech, zdążyłam się już przekonać, że tamtejsze chleby i bułki, nie dość, że niesmaczne, to jeszcze drogie.
nasze śniadanie polsko-włoskie:  jajecznica ze szczypiorkiem + bułki z szynką parmeńską i 'włoską' Philadelphią

Na przestrzeni lat, niewiele się zmieniło - bułki pozostały mocno suche, jakby w ogóle bez smaku (czyt. bez soli), twarde (te dodane do sałatki zamówionej w Mediolanie były jakby czerstwe...), zdarzało się, że ''nadmuchane'' i puste w środku (tzw. rosetty ). Chleby raczej niewysokie lub nienaturalnie, chemicznie wyrośnięte i upchane na półki w supermarketach. Te lepsze (np. z rodzynkami i orzechami) dostępne wyłącznie w sobotę i do kupienia po wcześniejszym zamówieniu (mi się udało 'załapać' ;)).
po prawej - chleb pełnoziarnisty, obok - pyszny chleb z rodzynkami i orzechami
jeden z lepszych, włoskich wypieków - maślana, lekko słodka bułeczka w stylu francuskiego croissanta

Ceny włoskiego pieczywa również nie należą do najniższych - za dwie, duże buły płacę prawie 2 euro!
Co nie zmienia faktu, że codziennie rano, jeździłam na rowerze do miasteczka, by kupić w piekarni świeże, jeszcze ciepłe pieczywo... ;)
4. Słodkości z cukierni
Szczerze mówiąc, wszystkie te wypchane kremami ciacha i ciasteczka, prawdopodobnie lepiej wyglądają niż smakują.
Oczywiście, wystarczyła mi też taka rekomendacja naszej Gospodyni, by nawet nie chcieć tego sprawdzać - nigdy nie byłam fanką rurki z kremem czy napoleonki - obok wystawy cukierni przechodzę więc obojętnie - robiąc jedynie zdjęcie i...kierując się do budki z lodami! ;)

5. Lody, jogurty mrożone, desery
Nie bez powodu, w Polsce otwiera się coraz więcej budek z tzw. ''włoskimi lodami''. 
Dla Włochów bowiem, lody (poza pizzą, oczywiście ;) ) to niemal przysmak narodowy!
Gelaterie, czyli lodziarnie spotkamy tu na każdym kroku - są w uliczce każdego, nawet najmniejszego miasteczka!
Popularnością cieszą się również yogurt gelato - czyli jogurty mrożone - takie ''jogurciarnie'' to nie tylko obowiązkowe stoiska w galeriach handlowych - również w mieście ich liczba może spokojnie konkurować ze znajdującymi się w pobliżu lodziarniami.
deser jogurtowy z granolą, czekoladowym budyniem i truskawkami - kupiony na dworcu w Mediolanie - cena to 7 euro!
Bo konkurencja jest spora - smak włoskiego, mrożonego jogurtu różni się znacznie od tych, których dotychczas smakowałam w Polsce - te we Włoszech są bardziej kremowe, smakują niczym śmietankowy puch, bez charakterystycznego, kwaśnego posmaku jogurtu. No i te dodatki! 
Ciasteczka, owoce, posypki, orzeszki, cukierki, wielosmakowe polewy - komponowanie własnego mrożonego jogurtu to czysta frajda! :) 
genialny, mrożony jogurt z ciasteczkiem czekoladowym, mlekiem zagęszczonym i polewą truskawkową 
6. Kawa
Skoro już jesteśmy przy deserach, warto zwrócić uwagę na kawę. Jednak nie byle jaką - bo mrożoną!
Nie skłamię w tym momencie, jeśli napiszę, że właśnie w małym, włoskim miasteczku Mandello, piłam najlepszą, mrożoną kawę w moim życiu. 
W konsystencji przypominającą aksamitne, płynne, ale wciąż bosko zimne, kawowe lody...
Podana w wysokim kieliszku, jak do martini, ta mrożona kawa smakowała jak najlepsza ambrozja.
Miała jednak jeden minus - było jej stanowczo za mało! (jak za taką cenę - 7 euro)
Co do kawy klasycznej - no cóż, Włosi wręcz gardzą tą rozpuszczalną - dlatego musiałam nauczyć się parzyć sypaną kawę w popularnej, włoskiej kawiarce. I wyszło mi to w prawdziwy, poranny nawyk - na pamiątkę, przywiozłam do Polski właśnie taką kawiarkę. ;)
7. Uliczne targi 
Wiadomo - najświeższe i najlepszej jakości produkty najlepiej kupować u lokalnych dostawców na...targu! To właśnie w takim miejscu znajdziemy wszystkie, włoskie produkty w jednym miejscu - i to w konkurencyjnych dla supermarketów cenach! Takie targi organizowane są w różnych miejscowościach, w konkretne, ustalone dni. I tak - dosłownie w dzień mojego wylotu do Polski, udało mi się jeszcze załapać na barwny targ włoskiej żywności. Poza charakterystycznym dla tego regionu serem znanym jako Parmezan, można natrafić na takie 'kwiatki' jak warzywne banany ''platany'' oraz podejrzany, egzotyczny owoc ''yuca''...
7. Pasta i...basta!
Wstydem byłoby przy wpisie o włoskim jedzeniu, nie wspomnieć o makaronach.
Oczywiście, podczas swojego pobytu pastę jadłam dwa razy (przepyszne spaghetti z sosem bolońskim oraz wyszukane spaghetti z owocami morza), z tym małym wyjątkiem, że przygotowaną w domowych warunkach, przez polską gospodyni, gdzie uważałam za nietakt robienie zdjęć przy stole i zamiast tego... wsuwałam makaron ze smakiem, smakując urok włoskich wakacji... :) 

wtorek, 4 czerwca 2013

Makaron krówkowy z serem i truskawkami

Makaron z twarogiem to smak mojego dzieciństwa.
To jedno z tych słodkich wspomnień, kiedy mama stawiała przede mną wielką michę makaronu z pokruszonym, białym serem, polanym roztopionym masłem i obsypanym cukrem, którego wciąż było mi (za) mało.
Stawiałam wtedy cukiernicę obok talerza, dzięki czemu przy każdym przemieszaniu jego zawartości mogłam dosypać sobie nową porcję cukru, bo wciąż wydawało mi się, że gdzieś wsiąka i wcale go nie czuć.
Lubiłam, gdy chrupało. ;)
Makaron z serem i owocami to edycja limitowana - sezonowa, choć przyznam, że zimą/jesienią uwielbiam go z plasterkami banana (to chyba nawet najsmaczniejsza wersja! <3).
Aż dziwne, że do tej pory nie zagościł na blogu (makaron, nie banan), gdyż jest to jeden z mych ulubionych sposobów na szybki obiad, gdy łapie mnie mały, 'cukrowy głód'
Często używam wtedy 'gotowego' twarożku domowego grani, choć - z braku laku - zwykły biały ser z jogurtem też daje radę. 
Dziś proponuję go Wam w mej ulubionej, super słodkiej odsłonie.
Makaron krówkowy to po prostu makaron, który po ugotowaniu, łącze z masą krówkową, cudownie oblepiającą go pod wpływem ciepła.
Prosty trik - a smak REWELACYJNY!
Koniecznie wypróbujcie - nie tylko w sezonie truskawkowym! ;)

Makaron krówkowy z serem i truskawkami
/1 porcja/
(wartość energetyczna porcji - ok. 500 kcal)
  • 50 g makaronu (u mnie pełnoziarniste spaghetti)
  • łyżka masy krówkowej (ok. 20 g)
  • pół kostki białego sera (lubię półtłusty :) )
  • duża łycha jogurtu (wybrałam ukochany, grecki z biedry <3)
  • truskawki do przystrojenia (lub inne, ulubione owoce - dobre są banany!:D)
  • cukier/słodzik
Makaron ugotować wg. przepisu na opakowaniu, odcedzić i z powrotem przełożyć do garnka.
Dodać masę krówkowa i dokładnie wymieszać z gorącym makaronem.
Przełożyć na talerz, na wierzch wyłożyć twaróg połączony z jogurtem i ew. cukrem.
Przystroić truskawkami.
Podawać od razu. :)

...pozdrawiamy :D

Czerwone owoce w roli głównej

niedziela, 17 lutego 2013

Spaghetii z zielonym groszkiem, boczkiem i serem pleśniowym

To (nie) prawda, że tylko faceci jedzą tłustą wędzonkę, a bezbronne i wątłe kobietki wybierają lekkie sałatki.
Kiedy są naprawdę głodne, z trzęsącymi się uszami pochłaniają podsmażony i chrupiący boczek, oblany kremową pierzynką pleśniowego sera
W wesołym towarzystwie kuleczek zielonego groszku i wylizanego do czysta garnka po serowym sosie.

Jeśli, tak jak ja, jesteś dziewczyną, która od zieleniny na obiad woli konkretne i sycące danie - ten włoski makaron jest dla Ciebie. :)
Jeśli jesteś facetem - nie muszę Cię namawiać.
No, chyba, że wyjątkowo nie lubisz boczku... ;)



Makaronik w 'męskim stylu' z ostatnio mej ulubionej  Kwestii Smaku.


Spaghetti z zielonym groszkiem, boczkiem i serem pleśniowym
(2 porcje)

Składniki:  
1/3 szklanki zielonego groszku (dałam konserwowy)
2 porcje makaronu (u mnie pełnoziarniste spaghetti)
50 g boczku
3 łyżki pokrojonej w kosteczkę młodej cebuli
50 g sera gorgonzola lub innego pleśniowego
1/4 szklanki śmietanki kremówki, ubitej
sól morska i świeżo zmielony czarny pieprz
do podania: rukola (nie dałam)


Przygotowanie:

  • Zagotować osoloną wodę w garnku, wrzucić groszek i gotować przez około 3 minuty do miękkości. Wyłowić łyżką cedzakową. Do wrzącej wody wrzucić makaron i ugotować al dente, odcedzić.
  • W międzyczasie włożyć boczek na patelnię, smażyć z dwóch stron na wolnym ogniu przez kilka minut aż będzie chrupiący. Pokroić na kawałki, patelnię przetrzeć papierowym ręcznikiem i z powrotem włożyć boczek. Dodać cebulkę i poddusić na małym ogniu przez pół minuty.
  • Zmniejszyć ogień do minimum, dodać pokrojony na kawałki ser i wymieszać. Gdy ser się roztopi wlać ubitą śmietankę kremówkę (najlepiej ubić większą ilość), dodać groszek, doprawić solą i sporą ilością świeżo zmielonego pieprzu. Włożyć odcedzony makaron i wymieszać. Wyłożyć na talerze i posypać pokrojoną na kilkucentymetrowe kawałki rukolą.
 
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...