piątek, 26 lutego 2016

Jak (nie)jeść ? Dieta po anoreksji, część III

Z poprzednich części cyklu, wiecie już, skąd bierze się w naszym życiu choroba (KLIK) i jak diametralnie lepiej może wyglądać zdrowe życie bez anoreksji (KLIK)! :)
Jednak najczęstsze pytania w Waszych mailach/komentarzach są oczywiście...odnośnie jedzenia! ;)
Pytacie jak jeść - co, ile, jak często, w jaki sposób przytyć lub utrzymać wymarzoną wagą.
Przede wszystkim musicie się jednak dowiedzieć, jak jeść, aby żyć - a nie żyć, żeby jeść.

Jak (nie)jeść? Dieta po anoreksji
część III
         pancakes z nutellą i bananami + kawa z mlekiem - tak dziś wyglądało moje śniadanie <3 :)
Nic dziwnego, że wciąż mamy z tym problem!
Dzisiejsze czasy są wręcz dramatycznie przesączone modą na bycie fit - ten cały, trywialny fit lajfstajl czy niepozwalające wyzdrowieć, przerażające thinspiracje na instagramie i tumblrach.
Zagubieni, do bólu brzucha objadamy się pączkami, a potem do utraty tchu wyciskamy siódme poty na siłowni, oczywiście chwaląc się potem na snapie ''dniem nóg'' (?) lub seriom ćwiczeń o równie dziwacznej nazwie (skalpel, kiler, serio?).
Cały dzień zapychamy się opakowaniem wafli ryżowych przegryzionych szklanką wody, by na wieczór w lodówce pozostawić jedynie światło.
Jadamy po 600 kcal dziennie.
Bywa, że po 6000 kcal dziennie.
Głodzimy się lub przejadamy na zmianę - nie jemy nic lub jemy wszystko.
Oczywiście, kupujemy tylko to co eko, bio, rawr, fit, light, vege, błonnikowe, pełnoziarniste, proteinowe, odtłuszczone, bez cukru, bez glutenu, bez smaku.
A jeśli ktoś poczęstuję nas paskiem mlecznej czekolady - odmawiamy. 
Z burczącym brzuchem, śnimy o niej po nocach, każdego wieczoru nie mogąc zasnąć z głodu.
Któregoś razu pękamy - i stojąc nad blatem w kuchni, nadrabiamy braki z nawiązką. 
Albo, co grosza, mdlejemy na środku ulicy.
dziś, nie wyobrażam sobie rozpocząć dnia bez słodkiej kawy z mlekiem i ulubionych ciasteczek...oczywiście wszystko, jeszcze przed śniadaniem! :)

Chodzi o to, że nie umiemy wypośrodkować pomiędzy dwoma skrajnościami. I kiedy głodzimy się latami, powrót do ''normalności'' kojarzy się nam z toną jedzenia, tuczeniem i szybkim wzrostem wagi. No i boimy się, że tak będzie już zawsze, a waga nigdy się nie ustabilizuję.

I wiecie co? W ogóle nie musi tak być!

Kiedy wracałam do zdrowia, moim celem z początku wcale nie było zwiększenie masy swego ciała!
Przede wszystkim - chciałam zacząć jeść. Normalnie jeść.
Zacząć cieszyć się jedzeniem - piekąc i gotując, poznawać smaki, doświadczać tej niezwykłej przyjemności, jaką daje kosztowanie i smakowanie nowych dań.
Kiedy chorowałam, uwielbiałam patrzeć na ładne, apetyczne jedzenie - w sklepach, na blogach, w cukierniach czy w książkach kulinarnych - a teraz? Mogłam wreszcie zacząć to jeść!
Chciałam bez paniki, zjeść porcję tortu na urodzinach koleżanki, zamiast bezpiecznego, wejskiego serka na kolację, sięgnąć o 22 po kawałek pizzy na imprezie, czy wyjść ze znajomymi na piwo lub chociażby kawę w starbucksie, bez stałego kalkulowania, przeliczania i ''magicznych'' godzin, po których nie można już było nic jeść...
Miałam dość ciągłych, narzucanych sobie ograniczeń - przyszedł czas zrzucenia kajdan anoreksji!
Jednak musiałam bardzo uważać - wygłodzony jak wilk organizm, może łatwo wpaść w kolejną skrajność - objadania się  - a w konsekwencji - w bulimię...
Pragnęłam osiągnąć magiczny, złoty środek, rozsądny umiar w jedzeniu.
Jeść to, co lubię, w zdrowych, racjonalnych porcjach, bez głodzenia, bez przejadania się, bez wyrzutów sumienia. 
Bez ciągłego bycia 'fit' na siłę.
Bez liczenia kalorii no i...bez nadmiernego tycia! ;)
Z drastycznego bilansu 600 kcal na dzień (ubogie śniadanie + obiad o 14 + do końca dnia tylko herbata - uwaga!- nie róbcie tego w domu!), przeszłam na 2000 - 2500 kcal. Ok, przyznaję, podchodziłam do tego dwukrotnie. Pierwszym razem, zwiększałam kalorie stopniowo, o 100 na tydzień, bo gdzieś tak wyczytałam w internetach, że tak jest najlepiej, gdy chce się ustabilizować wagę (poważnie, zależało mi, żeby ustabilizować te liche 40 parę kilo). I faktycznie - nie tyłam, rozkręcałam metabolizm, jadłam często i w mniejszych porcjach. Potem jednak znów schudłam, i wszystko diabli wzięli. Za drugim podejściem nie było już sentymentów - z 1200 kalorii dziennie od razu wskoczyłam na 2500 kalorii. I co? Oczywiście, nic nie przytyłam, metabolizm znów się rozkręcił, a ja jadłam co i kiedy chciałam. Zasada była prosta: 4-5 posiłków dziennie, w odstępach 2-3 godzin, 1,5 litra wody, trochę ruchu (30 minutowy spacer). Jak to wszystko możliwe? Przede wszystkim, każdy człowiek jest inny i w zależności od masy ciała, wzrostu, wieku, płci i trybu życia ma inne zapotrzebowanie kaloryczne. Według jednego z takich przeliczników (KLIK) wyliczyłam, że na utrzymanie swojej wagi potrzebuję właśnie taką dawkę kalorii - ok 2000/2500 kcal. Wychudzony i wycieńczony organizm ma tak duże braki, że te 2,5 tysiąca kalorii dostarczane w regularnych posiłkach, to wciąż...za mało! W pierwszej kolejności, składniki odżywcze wnikają w naszą skórę, włosy, paznokcie, oczy i... promienny uśmiech! Jedzenie nas nie tuczy - ono sprawia, że po prostu...wyglądamy pięknie! :) Zróbcie ten pierwszy krok ku zdrowiu - zatrzymajcie nieustanny spadek wagi - najpierw ją ustabilizujcie a potem...zacznijcie cieszyć się smakiem życia! :)
Jak wyglądały moje posiłki w czasie stabilizacji wagi? Przede wszystkim...smacznie! Nie odmawiałam sobie słodyczy czy pszennego pieczywa, oczywiście w rozsądnych, normalnych granicach. Jadałam ulubiony drób, chude mięso oraz nabiał, nie zapominając o owocach i warzywach. Zajrzyjcie do poniższych linków, w których publikowałam swoje menu z tamtego okresu!

foto menu 1
foto menu 2
foto menu 3
foto menu 4
foto menu 5 - cheat day!

Dla przykładu, jeden z takich jadłospisów, zamieszczam teraz w tym wpisie. :)

Moja dieta w czasie recovery:
I Śniadanie, godz..7:00: bułka wieloziarnista 70g, avocado, jajko na twardo, wędlina, serek śmietankowy, rzodkiewki, masło orzechowe (20 g), borówki, pomidorek malinowy, sok pomarańczowy bez cukru (ok. 600 kcal)
II Śniadanie, godz. 10:30: Nutridrink czekoladowy, proteinowy (300 kcal) + pół bułki pszennej z masłem orzechowym (20g) i plasterkami banana (ok. 250 kcal)
Obiad, godz 14:00: pieczony schab z sosem pieczeniowym, 5 klusek śląskich (jedna zjedzona zaraz po wyjęciu z garnka ;)), marchewka z ananasem, buraczki, zielona herbata (ok. 600 kcal)
Podwieczorek, godz. 15:30: dwa solone krakersy, z nutellą (10g) i masą krówkową (10g) + szklanka mleka sojowego naturalnego (ok. 220 kcal)
Kolacja, godz. 18:00: dwie kromki z pszennej bułki (30g) z avocado i wędliną/margaryną, serem białym półtłustym, wędliną, pomidor, plasterek pasztetu (z królikiem! :O), fervex malinowy (ok.300 kcal)

Pewnie teraz myślicie - ''Okay, skąd więc u niej te dodatkowe kilogramy''? ;)
Otóż...z czasem, ja sama zachciałam ciut przytyć!
W zdrowym ciele - zdrowy duch - kiedy umysł jest regularnie, odpowiednio odżywiany - w końcu sam zaczyna zdrowo, logicznie myśleć! W lustrze przestajemy nagle widzieć wciąż ''za duży brzuch'' i ''za grube nogi'' -  zaczynamy dostrzegać zbyt dużą przerwę między udami i wysuszony, szczurzy wyraz twarzy...
I tak, te 2500 kcal z czasem przestały być dla mnie jakąś konkretną granicą.
Wiecie, kiedy jest się blogerem kulinarnym, ciężko powiedzieć sobie przed kolejnym kawałkiem sernika ''No nie, sorry, już zjadłam 2498 kalorii, więc na dziś koniec.'' ;)
W trakcie powolnego oswajania jedzenia ja...prawdziwie je pokochałam! :)
Jeśli coś mi bardzo posmakowało - po prostu to jadłam - bo wiedziałam, że przy wciąż niskiej wadze, mogę sobie pozwolić, a zjedzenie od czasu więcej, niż się zaplanowało, mnie nie zabije.
Wręcz przeciwnie - co nie zabije, to wzmocni! ;)
I faktycznie - jedzenie najpierw mnie odżywiło, a potem....uczyniło mnie silną - silną do dalszej walki z chorobą! 
Wygrana z anoreksją, to wygrana ze swoimi ograniczeniami!
Z każdym, pysznym posiłkiem zdobywałam nową energię, nową moc do działania - w końcu jedzenie, które dostarczałam sobie regularnie i bez wyrzeczeń, przestało rządzić moimi myślami!
Zamiast tabliczek czekolady, po nocach śniłam swoje wymarzone podróże, miejsca, cele... :)
Przestałam żyć, aby jeść - zaczęłam jeść, aby żyć. 
Zobaczcie teraz, jak zazwyczaj wygląda mój aktualny jadłospis (uwaga, to tylko wybrane, główne pozycje z całego dnia, drobne przekąski nie zostały uwiecznione na zdjęciach! :))
poza słodkimi placuszkami, na śniadanie zazwyczaj jem...kanapki! nigdy nie mogę się zdecydować, na jakie mam najbardziej ochotę, więc część zjadam na wytrawnie - a część na słodko :)
Na drugie śniadanie zazwyczaj jadam owoce/warzywa lub piję soki owocowe albo jogurty.
Bardzo często też w ramach drugiego śniadania zjadam kawałek swojego świeżo upieczonego ciasta. :)

 Moje obiady to raczej klasyki: na zmianę jem pieczony drób (filet z kurczaka lub indyka) z pieczoną rybą, najlepiej łososiem. Do tego ryż, pełnoziarnisty makaron lub ziemniaki + odrobina ulubionych warzyw (surówki/warzywa smażone lub gotowane)
no i ten nieszczęsny acz ukochany serek wiejski... ;) Uwielbiam jeść go na kolację - w wersji na słodko z owocami i masłem orzechowym/nutellą/granolą lub w wersji wytrawnej - z warzywami i pełnoziarnistym pieczywem :)

Osiągnęłam wagę, w której czuję się rewelacyjnie!
Szczupłą, ale nie wychudzoną, drobną, ale nie wyniszczoną.
Dziewczęcą, ale nie dziecięcą.
Jem to, co lubię, w sklepach rzadko sięgam po produkty typu light, a moja dieta obfituje w węgle proste (tylko czekam, aż ktoś od ''dnia nóg'' zaraz na mnie naskoczy :D). 
Oczywiście, nie rezygnuję z warzyw i owoców, zwierzęcego białka i kilku regularnych posiłków w ciągu dnia.
Na utrzymanie mojej wagi, przy praktycznie zerowym ruchu (rower tylko czeka na wiosnę!), obecnie spożywam ok. 1800 kalorii w ciągu dnia, tak plus minus. :) 
Choć nadal jadam serki wiejskie na kolację bo po prostu je uwielbiam (tu zaraz pewnie padną osądy o hipokryzję), to nie mam problemu potem z jedzeniem później po nocach (nuggetsy o 1 rano, na imprezie ? no problem!) i nie przeliczam skrupulatnie kalorii (zrobiłam to teraz na potrzeby wpisu :) 
A, i wiecie co jest najlepsze?
To, że mam ogromny apetyt...
...apetyt na życie! :)

52 komentarze:

  1. Jeeeeju...to cudowne co piszesz. Mam nadzieję, że ta słoneczna aura będzie z Tobą zawsze. Bardzo się cieszę, że weszłaś na inny poziom życia. Że chcesz żyć, dbać o siebie, rozwijać się. Cholernie Ci gratuluję, bo ta choroba jest bardzo niszcząca. A Ty teraz budujesz i robisz to z ogromnym banankiem na twarzy a w oczach masz promienie słońca. Oby tak dalej! Jesteś moją inspiracją:)
    Pozdrawiam i smacznego życia!:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Oswajasz życie kochana córeczko, a ono pokazuje Ci jak może być tęczowo i oswaja Ciebie :) <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Nawet serek wiejski znalazł honorowe miejsce we wpisie <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Widać,że to ty raz na zawsze wygrałaś tą walkę a nie choroba.Fajnie jest czytać takie wpisy,kiedy ktoś wyrwał się z tego zła:-). Sama powoli wychodzę z tego,chciałabym Cię dopytać jeszcze jednej rzeczy.Myślisz,że powinnam przestać myśleć co i o której zjadłam,tylko po prostu jeść o której sama zadecyduje a nie czas?.Jeszcze raz gratuluję Ci,bo wiem ile zrobiłaś,ale dostałaś dużą i nieskończoną nagrodę:-D

    OdpowiedzUsuń
  5. wytlumacz mi czemu jak jestem gruba to kalkulator karze jeść więcej ?! beznadzieja.. to mam jeść tak jak mam nadwwagę? czy jeść tyle ile chcialabym ważyć? bo jak ja waze to kalkulator mowi : 2200 kcal, a jak bym chciala wazyc to 1800.. i co jest wlasciwe?

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie wydaje Ci się, że jedzenie 1800 kalorii to trochę mało?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tylko czekałam na to pytanie ;)
      nie, tak jak napisałam, nie mam dużego wysiłku w ciągu dnia, praca siedząca, nie jestem też dorastającą nastolatką, która ma większe zapotrzebowanie, niż 25 letnia kobieta. ;)
      poza tym - nie chudnę, trzymam wagę, nie jestem głodna, nie mam napadów na jedzenie, wyglądam zdrowo i mam dużo energii - czego by tu się można czepić? ;)

      Usuń
    2. Broń Boże nie chodziło mi o nic złego. Sama jem trochę mniej niż 2000 i trzymam wagę, ruchu praktycznie nie mam i mam 21 lat. Po prostu dalej czasami boję się zjeść wiecej i trzymam sporo kalorii na wieczór, żeby nie iść spać głodna czy coś. Nie umiem w 100% z tego wyjsc i rozsądnie rozplanować dnia. W sumie to chciałabym nie planować. I też myślałam że przy wychodzeniu z choroby rozkrece metabolizm ze nie będę tyć na 2000...niestety.

      Usuń
  7. Kolejny, świetny wpis :) Dokładnie wiem co czułaś, bo ja czuje większość rzeczy teraz.

    platki-owsiane.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To chłopak, hihih xD

      Usuń
    2. ojej, ale wstyd z mej strony!
      już się poprawiam, nadrabiam zaległości i wchodzę na bloga! :)

      Usuń
  8. Kochana po ciele wcale różnicy prawie nie widać między tym a tamtym rokiem, ale czytając Twojego bloga największą różnice widać po TWOIM MYŚLENIU !! .. podziwiam bardzo, że dajesz sobie świetnie rade, choc na pewno są też chwile gorsze to udaje Ci się. Liczę, że kiedyś w pełni będziesz mogła powiedzieć wprost "pokonałam to gówno. pokonałam anoreksję. wygrałam z nią..".
    ! zycze Ci teoo z calego serduszka.
    U mnie od 8 lat sa wzloty i upadki.. Kazda forma - od anoreksji przez kompulsy i bulimie... Od skrjnego wychudzenia do lekkiej nadwagi wrecz..Z niejedzenia do obzarstwa... W skrajnosci z skrajnosc. Licze, ze jednak kiedys w koncu uda mi sie ZYC normalnie ;) byl juz taki okres 2 lata temu i licze, ze znowu odzyskam tą harmonię.. :)
    jeszcze raz gratuluje , podziwiam i życzę Ci, żebyś tóregoś dnia wstała z myślą "POKONAŁAM CIĘ, MOŻESZ SIĘ JE*AĆ, BO ZWYCIEZYLAM Z TOBĄ" ;)
    Przepraszam, ze tak dosadnie... ale to chyba najlepsze co można w takiej sytuacji powiedziec
    trzymaj sie ciepło, pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jeden z najmilszych mi komentarzy.... dziękuję!

      i ja trzymam mocno kciuki za Ciebie, byś któregoś dnia obudziła się całkowicie wolna, wolna i absolutnie szczęśliwa :)
      pozdrawiam najmocniej :*

      Usuń
    2. dziękuję :)
      jestes wspaniałą osóbką..
      podziwiam i czerpię od Ciebie silną wolę i motywację, bo jesteś godnym wzorem :*
      buziaki !

      Usuń
  9. A jak z hormonami, już wszystko w porządku? Bez leków u Ciebie już funkcjonuje prawidłowo układ rozrodczy i te sprawy?

    OdpowiedzUsuń
  10. Z jaką lekkością Ty to napisałaś! Jestem ciekawa czy u mnie regularność nawet kalorycznych posiłków też nie spowodowałaby tycia bo kazdy organizm jest inny...

    OdpowiedzUsuń
  11. kolejna historia.. mam nadzieje, ze komus takie dzielenie sie swoimi przezyciami pomoze, przestrzeze.. mnie nie pomoglo kiedy to wszystko sie zaczynalo. Niestety

    OdpowiedzUsuń
  12. Jedna nieścisłość- istnieje ogromna różnica między bulimią, a tzw. extreme hunger, który naturalnie występuje u osób, które głodziły swój organizm. Zbędna obawa przed tym ,,o nie, nażarłam się 6000 kcal, to na pewno bulimia" uniemożliwia niektórym wsłuchanie się w swój organizm i uzupełnianie braków.

    OdpowiedzUsuń
  13. Kochana, a jak z miesiączką u Ciebie? wróciła? miesiączkujesz normalnie czy może wywołujesz lekami ? czy brak?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. obecnie brak. Odstawiłam silne hormony, po których dość puchłam - okres jednak po nich występował - na chwilę dzisiejszą, po odstawieniu leków miesiąc temu nie ma nic... Moja doktor zaleciła mi 2 miesiące bez hormonów, w celu sprawdzenia, czy po osiągnięciu dobrej wagi, jaką mam teraz, @ pojawi się samoistnie

      Usuń
  14. Bardzo się cieszę, że Ci się udało! Ja też mogę pochwalić się tym sukcesem :)
    Przepraszam, jeżeli CIę to nie obchodzi, ale mam ochotę to tu napisać. Takie małe 'świadectwo'.
    Mnie najbardziej do walki z anoreksją motywowało uczucie samotności. Pamiętam jak leżałam o 22 w piżamie, pod kołdrą i codzień słyszałam głosy znajomych mojej siostry dobiegające spod naszego domu. Odprowadzali ją całą grupą. To niby takie nic, ale strasznie jej tego zazdrościłam, że ma z kim wyjść, z kim się pośmiać, a ja jak jakaś stara prukwa leżę tylko w tym łóżku.
    Z biegiem czasu, trochę przytyłam, trochę znormalniałam i jakoś tak się złożyło, że moje relacje z dawnymi znajomymi się cudownie odnowiły ;) Wtedy nadal jeszcze czułam w sobie trochę anoreksji, ale przy nich zapominałam o wszystkim. Wolałam wyjść z nimi i pochłonąć w ich towarzystwie 500 lub więcej kalorii na noc w postaci piwa/chipsów/ciastek/pizzy/tostów niż zostać w domu pod kołdrą. I z biegiem czasu przestałam liczyć te durne kalorie. Poczułam się akceptowana i szczęśliwa. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. o proszę! piękne świadectwo wygranej z chorobą!
      zwyciężyłaś, odżyłaś i...w końcu możesz na sto procent cieszyć się życiem! Jestem z Ciebie dumna :*
      Pozdrawiam i ściskam najmocniej :* <3

      Usuń
    2. mam dokladnie tak samo z tym lezeniem.. nie mialam na nic sily, a moje rodzenstwo bawilo sie, korzystalo z zycia

      Usuń
  15. Gratulacje! Wiem jak ciężka jest ta droga, ale warta przejścia, mimo zakrętów, ślepych uliczek i mostów. Odżywiony mózg myśli inaczej! Również się o tym przekonałam :) Moją metodą jest 5 dni na 2. 5 grzecznego i zdrowego jedzenia, a weekendy tego na co mam ochotę. Każdy w tej chorobie musi znaleźć złoty środek dla siebie :)
    Zdrowia dla Królika :) (u mnie i psiaka nie minęła jeszcze doba po sterylizacji)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękuję! :) Króliq też dziękuję i pozdrawia Twojego psiaka :* :)

      Usuń
  16. Masz niesamowite szczęście, że udało Ci się zatrzymać tycie.... Sama gdy zaczynam jeść "normalnie (2 000- 2 200kcal) tyję do 80kg, by utrzymać upragnione 56-58kg (173cm) mogę jeść zaledwie 1400 -1500, np. po miesiącu na 1 700kcal przytyłam aż 1,5kg...

    OdpowiedzUsuń
  17. Gratuluję wygranej walki. :) To wspaniałe, że potrafisz normalnie żyć po tak okropnej chorobie, jaką jest anoreksja.

    PS: Musisz mieć świetny metabolizm.

    OdpowiedzUsuń
  18. powiedz mi gdzies kupic takie prawie masło/krem orzechowy?? :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. w kazdym wiekszym markecie kupisz typu Aucha, Tesco, Kaufland

      Usuń
    2. na półce, gdzie będzie stać nutella i dżemy :)

      Usuń
  19. Mam pytanie a ile miałaś wzrostu,kiedy ważyłaś tę 40kg?

    OdpowiedzUsuń
  20. No nie mogę się na Ciebie napatrzeć, to szczęście aż od Ciebie kipi <3 yeah <3 i tak ma być! :) Piękny masz ten brzuszek, ćwiczysz coś?;d

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jej, dziękuję ^^ :*

      nic nie ćwiczę, nie lubię...ale tylko zrobi się cieplej, to codziennie do pracy na rowerku, uwielbiam to :)

      Usuń
  21. Masz chłopaka?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja jestem młodsza od Ciebie a siostra mi ciśnie, ze jestem starą panną...

      Usuń
    2. Hahaha.... :)

      Usuń
  22. Korzystalas z farmakoterapii w jakiś sposób?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie masz na myśli "jak ona to zrobila, ze jadla tyle kcal bez pomocy leków?" Wiesz co ja np.zastosowałam taki mik, że mieliłam orzechy, wiórki kokosowe, siemię lniane, różne pestki na pył.. Dodawałam do jogurtu naturalnego i tym samym podbijałam kaloryczność, powiedzmy, że "bez wyrzutów sumienia".

      Usuń
  23. To odważne z Twojej strony, że tak dzielisz się tak intymnymi kwestiami. Ja wiele razy chciałam właśnie stworzyć tego typu wpisy na bloga na podstawie swojego przykładu. Choruje od najmłodszych lat, a już kończę studia.. Miałam wiele nawrotów, a zdj też by to odzwierciedlały. Cóż, trzeba walczyć!

    OdpowiedzUsuń
  24. Dziewczyno dajesz niezłego kopa! Motywujesz, inspirujesz i mobilizujesz. Pozwalasz wierzyć, że każdego dnia może nastąpić przełom :) Oby nastąpił jak najszybciej.. Obiecałam sobie, że nie zasnę dziś dopóki nie zjem 2000kcal. I co? Cały dzień jestem głodna, mam na coś ochotę, młócę żarełko z niesamowitą przyjemnością, pierwszy raz od bardzo dawna. Szczęście niesamowite, kiedy nie musisz zmuszać się do jedzenia. Chwilo trwaj, bo też chce być zwycięzcą! :D

    OdpowiedzUsuń
  25. Roksana co o tym myslisz? https://www.siepomaga.pl/przeciwanoreksji
    Przeczytaj proszę.

    OdpowiedzUsuń
  26. Będziesz kontynuować tę serię na blogu? Szkoda,jakby to miał być rzeczywiście tylko ed awareness week ;)

    OdpowiedzUsuń
  27. Post świetny! Bardzo motywuje do działania. Ja wlasnie chce wyjsc z tego syfu i na prawde ta notka poprawiła mi humor. Największy problem mam z jedzeniem wlasnie tych no fast foodow itp, oraz jedzeniem nawet w nocy. No coz-za tydzien mam urodzin i choćby nie wiem co musze wcisnąć tort i pizze, moze to bedzie kolejny krok do rzucenia tej anoreksji 😌

    OdpowiedzUsuń
  28. Dziękuję Ci za ten wpis. Podniósł mnie na duchu, naprawdę. Mam nadzieję, że i ja kiedyś będę żyć

    OdpowiedzUsuń
  29. Jesteś niesamowitą osobą i dzięki Tobie na pewno wiele dziewczyn i kobiet nareszcie zaczęło żyć pełnią życia. Nie mówię, że mnie nie :)

    OdpowiedzUsuń
  30. Dziękuję :) Jesteś jedną z inspiracji do zdrowienia :*

    OdpowiedzUsuń
  31. Hej
    Bardzo fajny jadłospis
    Też walcze z zaburzeniami odżywiania, nie z anoreksją lecz ciągłym myśleniem o zdrowym jedzeniu. Czy oprócz głównych posiłków jesz coś jeszcze? W sensie jakies ciastko, owoc, batonik itp.?

    OdpowiedzUsuń
  32. hmm Roksano a gdy zaczynałaś te recovery to codziennie liczyłaś na oko kaorie tak żeby nie było mniej?czy wazyłąs posiłki?hmm bardzo proszę powiedz czy na początku tez miałas tak ze musiałaś zaplanować wcześniej?

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...