piątek, 28 sierpnia 2015

#100happydays i...wakacje! :)

W życiu jest czasem tak, że nie wszystko układa się po naszej myśli.
I gdyby powyższe zdanie było prawdą, pewnie poniższy tekst nie miałby sensu.
Więc w życiu często jest tak, że nie wszystko układa się po naszej myśli.
I często też sytuacja wydaję się totalnie beznadziejna i absolutnie bez wyjścia.

Przekreślamy wszystko czarną krechą, pogrążamy się w galopie myśli tak pochmurnych i niedorzecznych jak niebo przed burzą, po naprawdę upalnym dniu.

Czasem jednak los zaskakuje i nic nie dzieje się bez przyczyny. I wszystko z jakiegoś powodu.
Opóźniamy swój wyczekiwany urlop o tydzień, kłócimy się, śmiejemy, kupujemy torebkę na ostatniej, letniej wyprzedaży, pieczemy i zjadamy stertę ciastek na pocieszenie, spontanicznie zakochujemy się w nieznajomej osobie.

Dzień po dniu, odnajdujemy i chwytamy w objęcia chwile szczęścia, tuląc je mocno w objęcia.





No i jednak jadę do Chorwacji.
Siedzę w autobusie, gotowa na 21-godzinną podróż, na stawienie czoła chmurom, na słońce, może i na tęcze..
Wczoraj minął mój 25 dzień wyzwania #100happydays ,którego efektami dzielę się na moim Instagramie
Dla tych, którzy go nie posiadają, poniżej przegląd moich szczęśliwych chwil z ostatnich, kilku(nastu) dni...
Dzień 25: Szczęście to...pakowanie się na wyjazd! Nie zapominając oczywiście o prowiancie. ;) Widzieliście już nowości od Milka?

Dzień 24: Szczęście to pielęgnowane wspomnienia.. Tak wygląda pokój - muzeum, złożony w całości z pamiątek pozostałych po moich świętej pamięci Dziadkach. Tato miał fajny pomysł!

Dzień 23: Chyba każdy się zgodzi, że domowe ciasteczka = szczęście?
Z kajmakiem i płatkami owsianymi...
Przepisu na blogu nie będzie, bo ciacha zdążyły zniknąć, zanim dotrwały do sesji fotograficznej - jeśli jednak śledzicie Tęcze na fejsbuku klik - z pewnością zauważyliście przepis w komentarzu pod jednym, z ostatnich postów. :)

Dzień 22: Szczęście to bycie kolekcjonerem. Np. kolekcjonerem torebek. Mam absolutnego bzika na punkcie kupowania torebek. To już wymknęło się spod kontroli. Jest ich tak dużo, że przestały się mieścić w moim pokoju i upycham je po szafach w innych zakątkach mieszkania...eh, każdy ma jakieś hobby. ;)


Dzień 21: Szczęście, to przyjaźń, na której nie zawiodłam się już od 25 lat. 
Mama, najlepsza przyjaciółka.



Dzień 20: Szczęście jest wtedy, gdy to, co robimy z miłości, jest naprawdę docenione. 
Zostałam poproszona, o zrobienie kulinarnej sesji fotograficznej dla pewnej firmy cateringowej,
o czym niedługo napiszę ciut więcej, dzieląc się efektami!


Dzień 19: Rybka na obiad może oznaczać tylko...że mamy piątek, weekendu początek!
A to chyba wystarczający powód, by być szczęśliwym? ;)


Dzień 18: Szczęściem jest widzieć wartość w przedmiotach, które innym wydają się bezwartościowe.
Rozbroiłam na części pierwsze paletę po owocach i pomalowałam ją farbą wybielająca do mebli.
Po co? Przekonacie się już niedługo, oglądając moje blogowe zdjęcia! ;)

Dzień 17: Naleśniki od zawsze sprawiają, że czuję się szczęśliwa - to taki mój comfort food.
Kojarzą mi się z dzieciństwem, bezpieczeństwem, ciepłem, wakacjami u babci.
Jem je na śniadanie, obiad, a czasem kolację.
Z nutellą, serkiem, owocami, czy dżemem...zawsze obowiązkowo posypane cukrem pudrem! <3


Dzień 16: Prawdziwe szczęście to umiejętność odpoczywania w sposób produktywny. ;)
Niektórzy się dziwią, ale dla mnie, relaksem po ciężkim dniu pracy jest...przygotowanie czegoś pysznego w kuchni! A skoro sezon owocowy na półmetku....zamykam lato w słoiki! ;)

Dzień 15: Szczęście, to długie rozmowy z mamą, która zawsze jest przy mnie i będąc nawet 100 km stąd pomoże mi rozwiązać każdy problem.


Dzień 14: Szczęście przynosi odliczanie dni do wyjazdu....który ostatecznie został przesunięty o prawie cały tydzień.
No, ale w końcu jadę! ;) 


Dzień 13: Szczęściem jest wciąż umieć być dzieckiem, oglądając ekranizację swej ulubionej książki (''Mały Książę'') i jedząc najlepsze lodyw  swoim życiu (biała czekolada z sorbetem malinowym...w dodatku w słoiku! ;) )

Dzień 12: Bywa, że szczęście...ma po prostu smak pierogów - obowiązkowo - z jagodami. ;)



piątek, 14 sierpnia 2015

Ciastka z lawendą, białą czekolada i solą morską

Kiedy tylko lawenda w moim ogródku zaczęła rozrastać się w sposób niekontrolowany, nosiłam się z zamiarem upieczenia lawendowych ciasteczek.
Jak dotąd, ścięta i ususzona, lądowała hurtem w wazonikach zdobiąc każdą półkę w mieszkaniu, łącznie z łazienką, nie wspominając już o zeszłorocznym słoiku genialnego dżemu brzoskwiniowego z lawendą, po którym zostało, rzecz jasna, tylko wspomnienie. 
 
Dopiero urodziny koleżanki (pozdrawiam Cię, Kasiu!) pod hasłem ''LawendLove'', stały się prawdziwą inspiracją (i motywacją) do wypieku ciastek, których mydlanego smaku prowansalskich kosmetyków obawiałam się zapewne w podświadomości.
Bo jak mogą smakować ciastka z dodatkiem, który kojarzy się nam raczej z aromatyczną kąpielą w wannie, niż z grzesznym dodatkiem do porannej kawy?

 
No to UWAGA!
Jeśli jesteście fanami BIAŁEJ CZEKOLADY, gwarantuję - będziecie je PASJAMI PODGRYZAĆ nie tylko do kawy o poranku!
Jeśli wolicie czekoladę mleczną, to...I TAK IM SIĘ NIE OPRZECIE!
Ciastka są rozkosznie słodkie, przełamane zaskakującymi kryształkami...SOLI MORSKIEJ, która umiejętnie podkręca delikatny aromat lawendy.
Więc teraz...
...szorujcie swe ręce w łazience i...marsz do kuchni - piec lawendowe ciasteczka! :)

Ciastka z lawendą, białą czekoladą i solą morską
/ok. 20 ciasteczek/
  • 330 g mąki pszennej
  • 2 łyżeczki mąki kukurydzianej
  • 3/4 łyżeczki sody oczyszczonej
  • 1/2 łyżeczki soli
  • 200 g cukru
  • opakowanie cukru wanilinowego
  • 2 łyżeczki suszonej lawendy
  • 100 g masła, w temp. pokojowej
  • 80 g margaryny, w temp. pokojowej
  • 1 duże jajko + 1 żółtko, w temp. pokojowej
  • 150 g białej czekolady, posiekanej
  • sól morska i trochę suszonej lawendy - do posypania ciastek po upieczeniu
W małej misce, wymieszaj mąkę, mąkę kukurydzianą, sodę i sól - odstaw na bok.
W melakserze/blenderze/młynku do kawy - zmiksuj zwykły, biały cukier z dwoma łyżeczkami lawendy, aż konsystencja zamieni się w lawendowy cukier puder.
W mikserze, zmiksuj masło i margarynę z lawendowym cukrem pudrem i cukrem wanilinowym (ok. 2-3 minut). Dodaj jajko i żółtko i ubij ok. 3 minut, aż masa będzie puszysta.. 
Do mokrych składników dosyp te suche, z mąką, połącz je ze sobą, a następnie delikatnie wmieszaj do masy posiekaną czekoladę. 

Blachę do pieczenia wyłóż papierem do pieczenia.
W rękach formuj nieduże kulki i układaj je na blaszce, spłaszczając je lekko na kształt ciastek (nie rozpłaszczaj ich za mocno - ciastka w piekarniku i tak się rozpłyną na boki!). Ciastka układaj na blaszce w 5 cm odległości od siebie - żeby się nie zlały ze sobą podczas pieczenia.
Zanim wstawisz ciastka do pieca, schłodź je ok 15 minut w lodówce.
Ciasteczka piecz 12 minut w piekarniku nagrzanym do 190 stopni (po tym czasie wydają się bardzo miękkie i niedopieczone - ale spokojnie, po kilku minutach ''dojdą'' do siebie).
Gdy ostygną, posyp ciacha ziarenkami soli morskiej i suszoną lawendą. :)


czy obserwujecie moje zmagania z wyzwaniem #100happydays na  moim Instagramie https://instagram.com/rocksanka/ ? :)
poniżej migawki z moich ostatnich, szczęśliwych dni :)

piątek, 7 sierpnia 2015

Jagodzianki z mleczną czekoladą

Zaczynam odliczać dni, 18 szczęśliwych dni, wypełnionych pełną garścią pracy, przyprawioną jedynie szczyptą czasu dla siebie.
To trochę nie fair, że człowiek, który wybiera się na urlop w ostatnich dniach sierpnia, nie ma już co liczyć na letnie wyprzedaże w odzieżowych sklepach.
No, a przynajmniej nie na takie, na których mógłby coś sensownego ''upolować''.
Pozostaje mu wybierać między tunikami dla kobiet w siódmym miesiącu ciąży oraz sukienkami dla lalek w zagadkowym rozmiarze ''xxs''.
Na pocieszenie, że żadna z powyższych opcji mu 'nie grozi', może spokojnie kupić koszyk jagód (bez potrzeby zagryzienia ogórkiem) i upiec najlepsze, drożdżowe jagodzianki (bez potrzeby liczenia kalorii ;) ).
Tak, to ma sens.
Ludzie się śmieją i opowiadają anegdoty pt. ''a z czym te jagodzianki?''.
Otóż w każdej takiej historii, jest choć ziarno prawdy, a w tym przypadku...ziarno kakaowca. ;)
Bowiem te jagodzianki, oprócz tego, że - oczywiście - są z jagodami - są też wypełnione pyszną, mleczną czekoladą!
Która wręcz bosko rozpływa się wewnątrz drożdżowego puchu, słodko otulając lekko kwaśne, jagodowe nadzienie...
Potraficie to sobie wyobrazić? :)
Z resztą - po co sobie wyobrażać?
Lepiej od razu upiec i...zjeść! :)
Moje pierwsze, które piekłam, ale najlepsze, jakie jadłam (!) jagodzianki upiekłam dzięki przepisowi z zaprzyjaźnionego bloga Bake&Taste.:)
Muszę przyznać, że specyficznie podchodziłam do kruszonki nie typowo maślanej a na oleju.
Zupełnie niepotrzebnie! Kruszonka wychodzi...może nie krucha, ale bardzo sypka, delikatna, słodka - idealnie odpowiednia do tak delikatnych bułeczek.
No i jako, że przepis jest w stuprocentach idealny, za Kasią go cytuję (z moim skromnym dodatkiem cukru wanilinowego ;)):
Jagodzianki z mleczną czekoladą
/przepis na 6-7 bułeczek, mi wyszło 7 :)/
Ciasto drożdżowe:
  • 300 g mąki pszennej
  • 1/3 szklanki cukru pudru
  • 1 1/2 łyżeczki suszonych drożdży 
  • szczypta soli
  • 2 żółtka
  • 3/4 szklanki mleka
  • 1/3 szklanki oleju rzepakowego
Mleko lekko podgrzać, a w tym czasie wymieszać w dużej misce mąkę, cukier puder, drożdże i sól. Do letniego mleka dodać olej rzepakowy i wymieszać łyżeczką. Powstały płyn wlać do suchych składników w misce, dodać żółtka i porządnie zagnieść ciasto (ok. 2-3 minut by je napowietrzyć) -  będzie elastyczne i nie lepiące się do rąk. Ciasto umieścić w misce, przykryć ją lnianą ściereczką i odstawić na godzinę-półtorej aż ciasto wyrośnie podwajając (niemal potrajając) swoją objętość.


Składniki na kruszonkę:
  • 2 łyżki mąki
  • 1 łyżka cukru + 1 łyżka cukru wanilinowego
  • 1 łyżka oleju rzepakowego
W miseczce wymieszać ze sobą mąką i cukier, po czym dodać olej rzepakowy i przemieszać całość do utworzenia kruszonki.

Składniki na nadzienie:
  • ok. 1,5 szklanki jagód
  • ok. 80 g posiekanej czekolady mlecznej lub kropelek czekoladowych
  • 1 łyżka mąki ziemniaczanej
  • 1 łyżka cukru  + 1 łyżka cukru wanilinowego
W miseczce umieścić jagody, zasypać je mąką i cukrem, po czym delikatnie wymieszać.
Dodatkowo: 1 rozbełtane jajko do posmarowania bułek.
Przygotowanie jagodzianek:
Wyrośnięte ciasto raz jeszcze zagnieść (ok. minuty), a następnie podzielić je na 6-7 części. Każdą  części raz jeszcze lekko zagnieść, po czym palcami uformować płaski placek - mniej więcej wielkości otwartej dłoni. Na środek każdego placka nałożyć po dwie łyżki jagód i łyżeczkę posiekanej czekolady/kropelek czekoladowych. Następnie uformować bułeczkę: podnosić brzegi do góry, naciągając je przy tym, na koniec zlepić ciasto i lekko skręcić (ciasto bardzo łatwo się zlepia).

Uformowane bułki raz jeszcze odstawić do wyrośnięcia na 40-45 minut - od razu na blasze wyłożonej papierem do pieczenia. Na czas wyrastania nakryć je lnianą ściereczką.

Pieczenie:
Piekarnik rozgrzać do 170 stopni Celsjusza z termoobiegiem (190 bez).
Wyrośnięte bułeczki posmarować rozbełtanym jajkiem, a następnie posypać kruszonką. Wstawić do nagrzanego piekarniki i piec 15-20 minut do zarumienienia.


a czy Wy, też odliczacie swoje 100 szczęśliwych dni?
Moje #100happydays możecie oglądać na moim Instagramie. :)


sobota, 1 sierpnia 2015

Dżem truskawkowy - lepszy domowy niż sklepowy! :)

1 sierpnia może oznaczać dwie rzeczy.
Po pierwsze, połowa wakacji za nami, co w sumie nie dotyczy osób pracujących sześć dni w tygodniu, w systemie dwuzmianowym, łącznie z sobotami (czyt. mnie).
Po drugie, co ważniejsze, musimy się pogodzić z myślą, że następne, świeże, polskie (!) truskawki zjemy dopiero za rok.
Miesiące świetności ze sprzedawanymi kobiałkami na każdym rogu ulicy już minęły, a w sierpniu truskawek już jak na lekarstwo. 
I już nic, w długie, wczesno-jesienne wieczory nie zastąpi nam drożdżówki z truskawkami i kruszonką, czy choćby najskromniejszej miseczki truskawek, hojnie oblanych jogurtem...
...ale oczywiście wcale NIE MUSI tak być! :)
Jeśli - tak jak ja - w porę dorwiecie jeszcze ostatnie, polskie truskawki - będziecie mogli cieszyć się ich smakiem przez cały rok, i to nie tylko jesienią!
Jak to możliwe?
Wystarczy, że zamkniecie swoje truskawki...w słoiku! ;)
I kiedy w październiku inni, z utęsknieniem będą wypatrywać pierwszych czerwcowych dni z mieniącymi się słodką czerwienią straganami - Wy, w zaciszu swej kuchni otworzycie słoik domowego dżemu truskawkowego i posmarujecie nim chrupiącego tosta.
Zamykając oczy, wspomnicie, że tak smakuje lato.
Dżem truskawkowy - domowy
/ok. 6 małych słoiczków/

  • 1 kg truskawek
  • 650 g cukru
  • opakowanie cukru wanilinowego
  • łyżka soku z cytryny
Truskawki umyć i odszypułkować. Umieścić w głębokim garnku, z grubym dnem. Zasypać cukrami, polać sokiem z cytryny, odstawić na 15 minut, aż truskawki puszczą sok. Po tym czasie, wszystko wymieszać i co jakiś czas mieszając, podgrzewać na dużym ogniu do momentu zagotowania (wtedy wszystko zacznie mocno bulgotać).
Gdy całość się zagotuje, zmniejszyć ogień na minimum (ale tak, by dżem wciąż lekko ''bulgotał'') i gotować go tak przez ok. 2-2,5 godziny, co jakiś czas mieszając, by nic nie przywarło. Gdy konsystencja będzie już odpowiednia i będzie przypominać rzadki dżem (truskawki się rozpadną, sok się zredukuje, a nasz dżem nie będzie za szybko ściekał z łyżki, lecz będzie taki bardziej 'kisielowaty', ale też niezbyt gęsty), ściągamy garnek z dżemem z palnika i przekładamy jeszcze gorący dżem do czystych, wyparzonych i suchych słoiczków - następnie słoiki mocno zakręcamy i ustawiamy do góry dnem, do momentu wystygnięcia.
Tak naprawdę, często wystarcza im to, by porządnie się zassały - ja jednak polecam dodatkowo je pasteryzować. Można to robić na kilka sposobów, mój ulubiony to z użyciem piekarnika.
Wystudzone słoiczki z dżemem wkładamy do zimnego piekarnika i po zamknięciu, rozgrzewamy go do 130 stopni. Kiedy zostanie osiągnięta ta temp., trzymam dżem w piecu przez 20 minut, następnie wyłączam go, uchylam drzwiczki i zostawiam w nim słoiki do całkowitego ostudzenia. :)


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...